Witajcie,
jestem 30 latką, mającą ponad 12-letni staż zażywania nadmiernej ilości tabletek oraz syropów przeczyszczających.
swoja opowieścią chcę przestrzec inne osoby, które podobnie jak ja do niedawna, faszerują się tym złem...
moja przygoda zaczęła się od chęci zgubienia kilku kilogramów, brak fachowej wiedzy i mnóstwo błędnych przekonań doprowadziły mnie do sięgnięcia po "przeczyszczacze". Wytłumaczyłam sobie, że przecież jeśli zjem coś niewłaściwego, a następnie zażyję kilka tabletek, rano nastąpi wypróżnienie, więc to tak jakbym nic nie zjadła - OCZYWIŚCIE TO BZDURA TOTALNA, dziś doskonale wiem na czym polega wchłanianie pokarmów, w którym miejscu ono następuje oraz na który odcinek jelita działają środki przeczyszczające...
Po pewnym czasie zauważyłam, że same tabletki nie skutkowały tak jakbym chciała, bo choć rano następowało przeczyszczenie moja waga nie zmniejszała się. Postanowiłam wówczas jeść produkty ułatwiające trawienie i łatwiej przemieszczające się przez jelita, czyli zawierające duże ilości błonnika.
Efekt codzienny wydawał mi się zadowalający, poza nielicznym dniami kiedy pozwalałam sobie na słodycze i inne przyjemności, dzień zwyczajny czyli bez żadnych smakołyków zawsze kończyłam 10 tabletkami Senefolu i rano tuz po przebudzeniu wypróżniałam się. Jedyne, co mnie czasem zastanawiało i martwiło to hemoroidy, pojawiająca się krew, niekończące się wzdęcia, przelewanie i burczenie brzucha.
Z racji faktu zbliżającego się ślubu, a co za tym idzie chęci posiadania małego dzieciątka - zaczęłam głębiej zastanawiać się nad swoim zachowaniem i podjęłam decyzję o radykalnym zaprzestaniu przeczyszczania się (zadałam samej sobie pytanie: skoro jem zdrowe rzeczy, po co zażywam to świństwo? oraz pytanie numer dwa: skoro chcę mieć dziecko, jak wyobrażam sobie ciążę, przecież w czasie jej trwania występuje całkowity zakaz przeczyszczania... Obawa przed odstawieniem tabletek była ogromna, widmo zaparć i braku możliwości wypróżnienia się przez wiele dni a może nawet tygodni spędzały mi sen z powiek. dzięki Panu Bogu zdrowy rozsadek zwyciężył i pamiętnego 20 listopada po 12 latach nie wzięłam tabletek...Co więcej zapisałam sie na wizyte do proktologa. Oczywiście w dzień, który uznałam za pierwszy bez tabletek jadłam bardzo mało, duzo piłam i wprowadziłam do mojej diety babkę płasznika, otręby oraz siemię.
Po trzech dniach od zaprzestania zażywania tabl. odwiedziłam wspomnianego proktologa - po krótkim wywiadzie, padłoo hasło, proszę zdjąć spodnie i przyjąć pozycję łokciowo-kolankową, po czym usłyszałam - O Boże jakie fałdy, jakie hemoroidy! oblał mnie zimny pot - dostałam potwierdzenie własnych myśli, że jest źle... Następnie miało miejsce badanie per rectum - i tutaj już komentarza nie było. Po badaniu otrzymałam bezwzględne wskazanie na zrobienie rektoskopii oraz badań: morfologii, pierwiastków, OB oraz markerów nowotworowych raka jelita grubego i wątroby. UWIERZCIE MI OD TEGO DNIA MOJE ZYCIE POSMUTNIAŁO TOTALNIE, PRZEPŁAKAŁAM WIELE NOCY W OCZEKIWANIU NA WYNIK MARKERÓW, WCIĄŻ WYRZUCAŁAM SOBIE, JAK MOGŁAM BYĆ TAK NIEROZSĄDNA, JAK MOGŁAM TAK ZNISZCZYĆ WŁASNE ZDROWIE... W ŻYCIU NIE ZAPOMNĘ CZASU KIEDY CZEKAŁAM NA WYNIKI BADAŃ (PRZY NADZIEI TRZYMAŁA MNIE TYLKO WIARA W BOŻE MIŁOSIERDZIE I TAK NAPRAWDĘ CUD). Nadeszły wyniki badań - mieściły się w normie, po kilku dniach miałam wyznaczoną wizytę u proktologa, w międzyczasie dowiedziałam się, że wynik markerów w normie niekoniecznie wyklucza nowotwór. Po kolejnych kilku dniach nadszedł czas wziernikowania (rektoskopia) i znów zimny pot - nadzieja na to, że dalsza część jelita jest w porządku, a jedynym problemem są hemoroidy na etapie stadium III/IV w IV stopniowej skali, zanikła - usłyszałam: widzę polipa, grudki chłonne oraz owrzodzenia, musi więc Pani mieć wykonaną kolonoskopię z pobraniem wycinków do badania histopatologicznego. Kolejne łzy,nieprzespane noce, widmo strasznej choroby, szpitali. Kolonoskopię miałam wyznaczoną za 10 dni, przygotowałam się więc do niej zgodnie z zaleceniem - pomimo przeczytania chyba wszystkich artykułów na temat bólu podczas niej towarzyszącego, ani przez moment nie bałam się cierpienia fizycznego, to co spędzało mi sen z powiek i wyciskało łzy to strach przed wynikiem.
po wejściu do gabinetu - spotkałam się z ogromną życzliwością nowego Pana doktora oraz pani pielęgniarki, wytłumaczono mi na czym będzie wszystko polegało, rozbawiono mnie żartem i uprzedzono, że z racji mojej szczupłej sylwetki, a co z tym idzie silniejszego skrętu jelit ból będę odczuwała i zdecydowanie badanie zniosę gorzej niż osoby troszkę większe ode mnie. Po skończonym badaniu pan doktor stwierdził, że na odcinku 12 cm występują rozległe owrzodzenia pokryte gęstym śluzem i włóknikiem, na jego oko jest to choroba nieuleczalna - wrzodziejące zapalenie jelita grubego, ale odpowiedź co do wnętrza tkanek da histopatologia za 3 tygodnie...
Moje drogie, uwierzcie mi, że nikomu nie życzę podobnej dawki braku rozumu jaką się wykazałam oraz podobnej dawki stresu, widma ciężkiej choroby, nieprzespanych nocy, słowem końca życia... a przecież za pół roku miałam rozpocząć nowe życie z moim przyszłym mężem
Błagam Was nie nadużywajcie środków przeczyszczających - to samobójstwo i grzech przeciwko własnemu zdrowiu.
Mając problem z trawieniem, udajcie się do lekarza leczącego zaburzenia przemiany materii - raz jeszcze proszę nie popełnijcie mojego błędu...
Pozdrawiam serdecznie!