Wiosna zeszłego roku robiłam porządki na podwórku. Coś tam musiałam przenieść, a żeby było szybciej to stwierdziła, że na pewno dam radę sama. A nie dałam. Do tego sparaliżował mnie ból. Nie wiedziałam czy mam stać, czy się położyć, strasznie bolało. Zawołałam kogoś, żeby mi pomógł i pierwsze co, to dostałam opiernicz, że sama targałam takie cieżkie rzeczy. Diagnoza rodziny-wypadnięty dysk. Tacie często się to przydarzało, ale nie było po nim nigdy widac, żeby sprawiało to taki ból. Wziełam od razu kilka tabletek przeciwbólowych, które nic nie dały! Pojechaliśmy wieczorem na pogotowie, wysłali mnie na rezonans czy coś takiego i stwierdzili, że to rwa kulszowa. Pierwsze 2 tygodnie to nieprzespane noce plus bezwzględny zakaz uprawiania jakichkolwiek sportów. Lekarz stwierdził, ze mogę chodzić na basen i to wszystko. Też mi frajda, załamałam sie totalnie. Z czasem ból ustępował, ale lubił nawracać niespodziewanie. Wtedy znowu się męczyłam przez jakiś czas aż zelzeje. Cały czas na tabletkach przeciwbólowych. Teraz jest o wiele lepiej, prawie mi nie dokucza, chociaz zdarzy się czasem i liczę się z tym, że tak już bedzie. Jesli chodzi o sport, to sobie nie odmawiam, nawet jesli sie później męczę. Diagnoza lekarza była najgorsza, a w rzeczywistosci nie wygląda to az tak źle. Na pewno byłoby lepiej, gdybym tej rwy kuszowej nie miała, ale co teraz mogę zrobić?